W ostatnim czasie Koliba w dość licznym, bo 15-osobowym składzie, gościła na Ukrainie. Celem wyjazdu majówkowego były kolejno: Połonina Borżawa, Krasna oraz pasmo Świdowca. Wszak wyjazdy na Ukrainę okraszone mogą być nutką sentymentalizmu ze względu na wspomnienie rozmiaru dawnych granic państwa Polskiego, tak wspomniane pasma całkowicie w jego granicach nigdy się nie znalazły. Po kolei.
Od kolei właśnie się zaczęło. Piątkowym popołudniem grupa kolibowiczów wyruszyła w kierunku Przemyśla, by po przejściu granicy na piechotę dotrzeć do Lwowa busem i przenocować w jednym z nieodległych dworcowi kolejowemu hosteli. Długo trwała debata na temat miejsca rozpoczęcia wędrówki, gdyż nie wszystkim uczestnikom udało się dotrzeć do Lwowa na czas. Ostatecznie stanęło na dojeździe nie do Wołowca, a do miejsca położonego na kolejowej magistrali do Mukaczewa kilka stacji dalej i oznaczonego jako „станція 1662 км”. Podróż trwała tylko 5 godzin – niecałe 200 km. Dzięki temu, już po zanotowaniu pierwszego biwaku w warunkach połonińskich, mogliśmy kolejnego dnia pozwolić sobie na zdobycie najwyższego szczytu Połoniny Borżawy, którym jest Stij/Stoj (1677 lub 1681 m npm – tak, Ukraińcy lubią podawać różne wartości wysokości).
W tym wariancie ścigający nas Darek oczekiwał na Gimbie, poważanym w środowisku „morskookich” turystów oraz paralotniarzy szczycie (dostęp dzięki wyciągowi). Po znacznej poprawie pogody popołudniem i skutkującymi tym faktem pierwszymi oparzeniami, już w krajobrazie bardziej bieszczadzkim niż babiogróskim, udało się dotrzeć do Przełęczy Przysłop. Ok. 22 km trasy z ciężkim plecakiem (niektórzy mieli zapasy na długie 9 dni!) i sumą podejść równej ok. 1200 m mogło dać się we znaki. Kolejnego dnia na wejście na Połoninę Kuk zdecydowało się tylko 20% uczestników wyprawy – reszta spokojnym krokiem schodziła w kierunku Mizhirii, by jeszcze po drodze móc nieco odświeżyć się w pierwszym ze sklepów oraz złapać stopa na 12 osób. Po znalezieniu kwatery w centrum miasteczka nadszedł czas rzewnych pożegnań.
Rankiem 6 osób udało się w drogę powrotną do Lwowa i dalej do Polski. Brawurowa dziewiątka musiała podzielić się i łapać taksówkę do Kołoczawy, by z powodzeniem móc zrealizować plan dnia – wdrapać się na najwyższe wzniesienie Połoniny Krasnej, którym jest Syhłański (1564 m npm). Z przyczyn zdrowotnych, w połączeniu z problemami komunikacyjnymi jak i zanotowaniem ubytku w bagażu jednego z uczestników drugiej grupy, nie udało się wspólnie wykonać wspomnianego w poprzednim zdaniu zadania. Pierwsza zanocowała na połoninie, a pozostali zdobyli najwyższy szczyt na lekko, by na nocleg zejść w doliny.
Dopiero kolejnego dnia, wieczorem, doszło do spotkania kolibowych wędrowców – już w Ust Czornej. W międzyczasie w kierunku Lwowa ewakuowali się Ania z Mateuszem. Przed pozostałą siódemką została już ostatnia, choć w sumie najbardziej wymagająca fizycznie część wyjazdu – najdłuższe w Europie pasmo połonińskie, a więc Świdowiec z najwyższą Bliźnicą (1881 m npm). Wędrówka trwała 3 dni – z czego 2.5 dnia, nieprzerwanie, połoniną. Dopiero ostatnie dwa dni wiązały się z opadami deszczu – typowe konwekcyjne, popołudniowe górskie burze. Nad Niziną Węgierską czy Podkarpaciem nieustannie widniało błękitne niebo bez jednej choćby chmurki. Dziwnie to zabrzmi, ale mimo wszystko w całym tym trwającym niemal 9 dni skwarze opady były może nie oczekiwane, ale jak najbardziej mile widziane – niektórym skóra zdążyła zejść w co bardziej podatnych miejscach po dwakroć.

Od głównego grzbietu Świdowca odchodzą południkowo liczne płaje (zalesione). Na horyzoncie pogranicze rumuńsko-ukraińskie – Marmarosze (w części ukraińskiej zwane Górami Rachowskimi).
Ostatni, trzeci dzień wędrowania przez Świdowiec, stanowił pożegnanie z górami. Zejście do malowniczo położonych Kwasów oraz możliwość zjedzenia tam czegoś, co mimo wszystko częściej spotyka się w dolinach aniżeli w górach, była bardzo przyjemnym doświadczeniem. Oczekiwanie na dworcu na nocny pociąg przy jednotorowej w tym miejscu linii kolejowej relacji Rachów-Lwów mogło w pamięci nieco bardziej doświadczonych kolibowiczów przywołać wspomnienia sprzed lat. Jakim cudem przed laty nie stanowiło problemu umycie się w pobliskim „źródełku”..?
Pobudka we Lwowie po bardzo krótkiej nocy, obfite śniadanie w sprawdzonej knajpie i droga na Szeginie. Na pożegnanie z upalnym słońcem 3 godziny stania w kolejce na pieszym przejściu do Medyki. Zakupy w strefie bezcłowej, łapanie pociągu na Kraków i – licząc od godz. 1.03 (nocny pociąg z Kwasów – jak zawsze zgodnie z rozkładem) – po 22 godzinach spędzonych w podróży, udało się wrócić do miejsca rozpoczęcia wyjazdu. Ukraińskie góry raczył nas żarem lejącym się z nieba, względną trudnością w zdobyciu wody pitnej, ale przede wszystkim swą rozległością, pięknem i majestatem. Widoki w kierunku m.in. Bieszczadów Wschodnich, Gorganów, Marmaroszy, Czarnohory rozbudzały wyobraźnię i tylko wyostrzały nam apetyt na kolejne wyprawy w te urokliwe zakątki.
Koszty wyjazdu:
- bilet kolejowy Kraków-Przemyśl 22,5 PLN (45 PLN normalny)
- przejazd Przemyśl-Medyka 2 PLN
- przejazd Szeginie-Lwów 20 PLN
- nocleg Lwów 20 PLN
- dojazd do „станція 1662 км” 2 PLN (tak, za prawie 200 km)
- nocleg Mizhiria 20 PLN
- taksówka Mizhiria-Kołoczawa (Bradowiec) 13 PLN
- nocleg na campingu w Bradowcu 20 PLN w pokoju, 4.5 PLN pole namiotowe
- nocleg Ust-Czorna 20 PLN
- przejazd Kwasy-Lwów 13 PLN („kupiejnyj”, a więc 4-osobowy przedział)
- marszrutka Lwów-Szeginie 6.5 PLN
- 2 PLN Medyka-Przemyśl, 22.5/45 PLN dojazd do Krakowa
Poniżej orientacyjna punktacja do GOT. Priv po więcej szczegółów (w książeczce GOT należy umieścić też punkty pośrednie).